![]() |
Kurs skałkowy - lipiec 2015 - powoli staram się skupiać na tym, co ważne, nie tym, co społecznie wymagane. Zdjęcie - Sudecka Szkoła Wspinaczki Blondas.pl |
Leżę i próbuję przyswoić sobie
kolejną dawkę pamięciowej wiedzy (która to nomen omen w świecie nowoczesnych technologii dawno się zdezaktualizowała i kwitnie dalej jedynie na Wydziale X ku radości "stypendystów dla sportu" i ku rozpaczy bardziej świadomych zainteresowanych studentów). Sprawdzałam wtedy nałogowo różne "opcje". Ten zwyczaj z resztą pozostał do dziś i chyba się z niego nie wyleczę. Objawy nasilają się, kiedy teoretycznie muszę zajmować się czymś, co mnie zupełnie nie interesuje... Wtedy odpływam myślami w przyjemniejsze regiony marzeń i rozważań nad moim miejscem na świecie.
"Podjęłam" wtedy szereg decyzji. Cudzysłów, bo tak naprawdę, mówiąc wprost, zabrakło mi "jaj".
Wiedziałam, że ukończenie Wydziału X w przypadku osoby o moim charakterze - bez względu na to czy mam to sobie poczytać za przymioty ducha, czy raczej beznadziejny przypadek awanturnictwa - graniczy z niemożliwością. Ilość kompletnie nieważnych kroków, w kompletnie nieinteresujących dziedzinach, które trzeba wykonać jest przytłaczająca. I nie ma gwarancji, czy nie napotka się po drodze dość nieprzewidywalnych zmiennych w postaci czyjegoś dobrego/złego humoru lub też po prostu pecha. Jednocześnie otwierały się możliwości - treningi, wspinanie, powrót do nieco zaniedbanych zainteresowań, takich jak Nauki o Ziemi, żeglarstwo... Udało mi się też na zasadzie prób i błędów wymyślić, co właściwie w tej inżynierii mnie kręci i czym chciałabym się zajmować, tak, żeby moja kreatywna dusza znalazła sobie pole do popisu.
Skutki są takie, że pomimo bardzo konkretnych działań, które wtedy podjęłam, jestem w tym samym punkcie, półtora roku później, w znacznie gorszej sytuacji, absolutnie mniej pewna swego, z mniejszą ilością argumentów przemawiających za moimi racjami... I jak w temacie: odwleczona decyzja i tak musi zostać podjęta, ale teraz dochodzi podwójny stres, bo CZAS, czas goni. Bo były plany, ambicje, pewien styl życia, który miałam prowadzić bezkompromisowo.
Klapsy klapsami, nauczki nauczkami. Teraz przed moim nielicznym gronem znudzonych czytelników przyrzekam być wierną swojemu sercu i przekonaniom. I nie wyrzekać się "jaj" swych - to znaczy pewnej skłonności do ostrych poglądów i jednoznacznych decyzji.
Zaczynam od przeprowadzki na piękne Pomorze Gdańskie, a potem.... Sami zobaczycie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz